Site icon beardrust 2.0

Projekt denko #5 – Clinique for men, Brighton Beard, INK-LAB, American Crew

Zapraszam do kolejnego denka, czyli co tam mi się ostatnio skończyło i co o tym myślę. Dziś co nieco o takich markach jak: Clinque for men, American Crew czy Brighton Beard Co. Zapraszam serdecznie !

Clinique for men maximum hydrator

Kiedy 2 lata temu wygrałem plebiscyt na najlepszy męski blog wg Men’s Heatlh jedną z nagród były kosmetyki marki Clinique for men. Wśród nich znajdował się nawilżający żel do twarzy – maximum hydrator. Na opakowaniu widnieje informacja, że po otwarciu można go używać przez 24 miesiące. Rzecz jasna skończył mi się wcześniej, ale używałem go chyba prawie półtora roku, z przerwami. Niemniej jednak jest to najbardziej wydajny żel/krem do twarzy jaki stosowałem. Co więcej nie tylko to jest jego zaletą. Żel bowiem jest niesamowicie skuteczny. Ma przyjemny dla oka błękitny kolor, bardzo neutralny zapach, a jego aplikacja następuje za pomocą tłoka/pompki. Jedna pompka to jedna mała “porcja” żelu i z początku myślałem, że to za mało abym pokrył nim całą twarz. Jak bardzo się myliłem – żel po roztarciu był w stanie odświeżyć całą moją twarz, dogłębnie ją nawilżyć, a co najważniejsze nie pozostawiał skóry świecącej bo po prostu nie jest tłusty. Żel momentalnie się wchłania. Cena jest zabójcza bo za 48 ml musimy zapłacić ok 125 zł, ale bez wahania kupiłbym go wiedząc to co wiem dziś. Mocno polecam jeśli macie więcej pieniążków.

Pełny skład prezentuje się tak: Water\Aqua\Eau , Glycerin , Butylene Glycol , Phenyl Trimethicone , Propanediol , Sucrose , Hydroxyethyl Urea , Alteromonas Ferment Extract , Aloe Barbadensis Leaf Water , Algae Extract , Cholesterol , Hydrolyzed Rice Extract , Trehalose , Acetyl Glucosamine , Pentaerythrityl Tetraethylhexanoate , Sorbitol , Sodium Hyaluronate , Sodium Polyaspartate , Caffeine , Tocopheryl Acetate , Sodium Hydroxide , Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer , Carbomer , Dextrin Palmitate , Dehydroxanthan Gum , Citric Acid , Benzophenone-4 , Tetrahexyldecyl Ascorbate , Pentaerythrityl Tetra-Di-T-Butyl Hydroxyhydrocinnamate , Sodium Citrate , Disodium Edta , Bht , Chlorphenesin , Phenoxyethanol , Green 6 (Ci 61565).


American Crew Alternator

Marka American Crew pojawiała się na blogu i kanale YouTube już niejednokrotnie. Swego czasu wyszperałem gdzieś w szafce spray do włosów, którego wcześniej raczej nie używałem a jak już to bardzo sporadycznie. Jednak od kiedy zacząłem pracować jako barber dużo i często kombinowałem z kosmetykami do stylizacji włosów, a spray o którym dziś piszę jest jednym z fajniejszych produktów do modelowania włosów. Mowa tu o Alternator Flexible Styling and Finishing Spray. Jak nazwa wskazuje jest to spray do wstępnego modelowania włosów (prestyler) oraz do wykończenia fryzur (poststyler). Spray znajduje się w typowej dla AC brązowej, plastikowej butelce o pojemności 100 ml. Produkt dozujemy na włosy za pomocą psikadełka. Zapach również typowy dla produktów AC, trochę kosmetyczny, trochę jak lakier do włosów. I teraz to co najważniejsze – spray możemy nakładać na włosy wilgotne i suszyć aby otrzymać wstępnie wymodelowaną fryzurę (spray utrwala włosy lepiej niż tonik Reuzel) bądź nałożyć go już po wymodelowaniu na włosy suche – wtedy działa jako lakier do włosów, który utrwala fryzurę i nadaje mocny chwyt. Do tego jest bardzo wydajny. Za 100 ml produktu zapłacimy w zależności od sklepu od 30 do 50 zł. Jeśli znudził się wam żółty Reuzel i szukacie alternatywy polecam Alternator.


The Brighton Beard Co. The Miller’s Beard Shampoo (Sandalwood, Elemi, Lavander)

Marka The Brighton Beard Co. to bardzo fajna firma produkująca naprawdę przyjemne kosmetyki. Nie jest może jakoś mocno nahajpowana w naszym kraju, ale ja zawsze miło będę wspominał choćby olejek w kolaboracji ze Svenem. Ostatnio produkty tej angielskiej marki przeszły tzw. face lifting – zmieniła się szata graficzna opakowań, trochę nazwy i momentami również skład. Osobiście uważam, że nowy design jest dużo lepszy niż poprzedni. Tak czy siak, ostatnio otrzymałem na testy mydełko Miller’s od Bartka z BarberSupply.pl. Chwilę po tym jak rozpakowałem mydło i użyłem go pierwszy raz przypomniałem sobie, że już kiedyś (dokładnie w październiku 2016) takie mydło recenzowałem. Co prawda wtedy miało ciut inną nazwę i wyglądało nieci inaczej, ale jest to nadal to samo mydło. Dlatego odsyłam was po prostu do recenzji czarnego mydła z Brighton bo od tamtego czasu nie zmieniło się dużo – ciutkę inny skład, kształt i nowy zapach.


INK-LAB Tattoo Recovery Cream + Gentle Cleansing Gel

Stosowałem już dużo różnych kosmetyków do pielęgnacji tatuaży, ale ostatnio zostałem z jedną marką i jest nią INK-LAB. Ekipę poznałem na targach Beauty Days w Warszawie w zeszłym roku i muszę przyznać, że są to ludzie znający się na rzeczy. Dlatego też zaufałem im i ich produktom i nie zawiodłem się. Wygoiłem na kosmetykach INK-LAB już 3 tatuaże i jestem bardzo zadowolony z działania żelu do mycia świeżych tatuaży oraz kremu do gojenia. Oba produkty są praktycznie bezwonne.

Zaczniemy od mycia i tu przychodzi nam z pomocą delikatny żel do mycia – Gentle Cleansing Gel. Znajduje się w białym minimalistycznym opakowaniu z pompką o pojemności 50 ml. Żel jest delikatny, bezboleśnie rozprowadza się po świeżej dziarce, daje uczucie ukojenia i lekko chłodzi zranioną skórę. Co więcej, nie wysusza jej i nie podrażnia dzięki swojej delikatnej formule. W skład żelu wchodzą m. in: D-pantenol, aloes, gliceryna, probiotyki, ekstrakt z korzenia rośliny Yacon. Cena za opakowanie to 25 zł, czyli pieniążki nieduże, a kosmetyk naprawdę kozacki i działa.

Po umyciu dziary najlepiej posmarować ją kremem. Do tej pory stosowałem kremy, a może bardziej maści typu Alantan czy Bepanthen. O ile ten drugi był znośny to Alantan nie dość, że ciągnął skórę podczas nakładania to jeszcze strasznie brudził i tłuścił ubrania i rzeczy, którymi czasami się o tatuaż dotknąłem. W przypadku kremu Recovery INK-LAB nie napotkałem takich problemów. Po pierwsze krem jest niesamowicie lekki i nie tłusty. Jego aplikacja jest przyjemna bo krem jest bardzo delikatny, nie ciągnie skóry i szybciutko się wchłania. Co więcej, pozostawia skórę nawilżoną i jędrną. W jego składzie znajdziemy: masło shea, alantoinę, D-pantenol, niacynamid (witamina PP), glicerynę, galusan epigallokatechiny (przeciwulteniacz), hydranov, estry cholesterolu i maris sal, czyli wzbogaconą wodę morską. Opakowanie podobne, ale występujące w dwóch pojemnościach: 50 i 100 ml. Osobiście zawsze biorę 100 ml bo różnica w cenie to tylko 10 zł. Za mniejszy pojemnik płacimy 35 zł, za większy 45 zł. Mocno polecam oba produkty i czekam z niecierpliwością na krem z filtrem bo chyba tylko tego brakuje w ofercie tej zacnej marki. Pozdrawiam w tym miejscu Kasię, od której dostałem swoje pierwsze INK-LABY.


Balsam do brody Groomen

Od premiery balsamu marki Groomen minęło już trochę czasu. Jedni go polubili inni nie. Osobiście dobrze wspominam pomadę czy szampony marki z Gdańska. Balsam zapakowany jest w czarny plastikowy pojemnik po gramaturze 50 g. Na wieczku znajdziemy etykietę informująca nas tak naprawdę o wszystkim. Etykietka jest złoto-ciemnozielona, czyli kolorystyka odwrotna jak w reszcie kosmetyków Groomena. Ukuło się hasło złoto na Twoją brodę, którego pierwszy raz użyłem na Instagramie. Społeczność szybko to podłapała.

Balsam odznacza się takim samym zapachem jak cała linia kosmetyków czyli kolońskim z nutą cytrusową – tak pisałem o nim za pierwszym razem. Ktoś w Internecie pisał, że pachnie pieczarkami, ale najwidoczniej był głodny xD Konsystencja balsamu jest podobna do balsamu Steam Punk od Pana Drwala – dosyć kremowa, przyjemnie i łatwo się rozciera. Chwyt balsamu określiłbym jako średnio-mocny, więc powinien ogarnąć większość niesfornych bród – moją ogarnia całkiem nieźle. W składzie sprawcze są: masło shea, które nawilża skórę i brodę, posiada witaminy A i E, wosk pszczeli odpowiada za chwyt oraz olej z pestek winogron, który korzystnie wpływa na kondycję włosów domykając łuskę i odbudowując ubytki w strukturze włosów. Balsam kupicie za 45 zł. Uważam, że to jeden z fajniejszych budżetowych balsamów na rynku !

Exit mobile version