Site icon beardrust 2.0

Projekt denko #1 – AXE, Natura Siberica, Hairbond, Garnier, American Crew

Należę do tych świrów, którzy nie wyrzucają pudełek po kosmetykach zaraz po zużyciu. Szczerze mówiąc, jeśli opakowanie jest ładne lub można je wykorzystać w jakiś ciekawy sposób to w ogóle się ich nie pozbywam (z kartonu pod biurkiem już się wysypują). Dziś chciałbym was zaprosić do pierwszego wpisu z popularnej w Internecie serii wpisów pod tytułem projekt denko, w którym opisuje się kilka kosmetyków, które się zużyło. A że nazbierało mi się kilka produktów to postanowiłem opisać je w jednym artykule, a nie osobno.

Natura Siberica: żel do twarzy i szampon do włosów

Natura Siberica to marka powstała w 2008 roku. Zrodzona na Syberii, produkowana w Europie z ziół i roślin, które potrafią przetrwać ekstremalne warunki pogodowe, a tym samym zapewnić ochronę naszej skórze czy włosom i konkretnie je odżywić.

Ze sporej gamy produktów do męskiej pielęgnacji sięgnąłem po rozbudzający żel do twarzy i szampon przeciwłupieżowy do włosów. Kosmetyki NS przyciągają wyglądem. Niby zwykły czarny plastik, ale w zestawieniu ze złotymi etykietami i hologramowymi zwierzęta robią swoje.

Bear Hug, czyli uścisk niedźwiedzia to pobudzający żel do twarzy dla mężczyzn. Posiada przyjemną żelową konsystencję i kolor miodu. Do tego pachnie tak jakbyśmy byli w lesie po deszczu i przytulali niedźwiedzia, który właśnie spałaszował garnek miodu. Innymi słowy zapach jest bardzo świeży, pobudzający i słodki jednocześnie. Rozbudzenie od rana gwarantowane. Na twarzy po myciu utrzymuje się przez chwilę pewnego rodzaju chłodek.

W składzie między innymi dziki żeń-szeń syberyjski (bogaty w kwasy organiczne oraz witaminy z grupy B), mącznica lekarska (niweluje przebarwienia skóry), witamina C czy skstrakt z owoców cytryńca chińskiego (właściwości przeciwzapalne, zmiękczające i ujędrniające skórę). Do tego żel nie posiada parabenów, SLES, PEG, olejów mineralnych, EDTA, BHT – BHA.

Byłem z niego ogólnie zadowolony bo i fajnie oczyszczał skórę i pobudzał o poranku, aczkolwiek zauważyłem, że na dłuższą metę wysuszał mi skórę i powodował, że była ściągnięta co po prostu powodowało u mnie dyskomfort. Cena za 150 ml to ok 30 zł.

Siberian Stag Power to szampon przeciwłupieżowy występujący w ciekawej wizualnie aczkolwiek mało poręcznej tubie o kształcie prostopadłościanu. Twarde krawędzie utrudniały wyciskanie szamponu w opakowania. Zapachowo również zachęcająco, ponieważ szampon podczas mycia włosów produkował świeży zapach drzewno-leśny.

W składzie z ciekawszych rzeczy wspomnę o cedrze syberyjskim (ponad 90 bioaktywnych komponentów). Jest tu też ekstrakt z arktycznego jałowca (działanie przeciwłupieżowe), ekstrakt z sosny i rokitnika (działanie regenerujące włosy).

Co do efektów to na pewno włosy po myciu były czyste, momentami nawet jakby zbyt czyste (cierpkie). Szampon ładnie się pienił, ale nie zauważyłem spektakularnych efektów przeciwłupieżowych. Być może moje włosy przyzwyczaiły się już do jedynego szamponu, który pomaga mi ze sporadycznym łupieżem – Head & Shoulders. Cenowo bardzo fajnie bo za niecałe 20 zł mamy 250 ml szamponu.


Garnier Fructis: odżywka do włosów Oil Repair 3 Butter

Żółty garnier, to chyba jedna z najbardziej popularnych, najbardziej dostępnych, najtańszych i najskuteczniejszych odżywek do włosów wśród moich pomadowych kolegów. Odżywka ta intensywnie wzmacnia włosy suche i zniszczone (np. po wodnych pomadach pokroju Suavecito), ułatwia rozczesywanie, a w połączeniu z praktycznie każdym szamponem do włosów, skutecznie zmywa z włosów pomady woskowe.

W składzie znajdziemy np. białka z cytryny, witaminę B3 i B6, olej kokosowy, masło karite, olej z jojoby, orzechów makadamia i słodkich migdałów. Taka mieszanka sprawia, że odżywka ma fajną masłową konsystencje, dobrze odżywia suche włosy i nadaje im miękkość. Zapach przyjemny kokosowo-orzechowo-migdałowy. Jeśli nie testuję w danym momencie droższych “barberskich” odżywek do włosów to chętnie sięgam na co dzień po żółtego garniera. Na moich włosach sprawdza się idealnie, a za 200 ml zapłacimy ok 13 zł, w promocji można dorwać go nawet za 9-10 zł.

Ciekawostka: opakowanie wykonane jest w 25% z plastiku z recyklingu.


American Crew Power Cleanser Style Remover: szampon do włosów

Muszę przyznać, że markę American Crew całkiem lubię. Miałem kilka pomad, które przypadły mi do gustu (Forming Cream, Heavy Hold). Od czasu do czasu używam też Alternatora. Z szamponem natomiast spotkałem się pierwszy raz. Butla o pojemności 250 ml, plastikowa, bez fajerwerków jeśli chodzi o design/wygląd. Wg producenta szampon przeznaczony jest do użytku codziennego i generalnie do zmywania z włosów build-upu, czyli pozostałości po pomadach itd.

Co do składu to raczej jest to typowy szampon w stylu Aqua, SLS, Coco… itd. Są tu natomiast ekstrakty z rozmarynu i tymianku, które mają właściwości oczyszczające i normalizujące wydzielanie sebum. Sądząc po nazwie – Power Cleanser Style Remover – można spodziewać się, że jest to szampon z typu: degreaser, czyli taki który radzi sobie ze zmywaniem pomad do włosów. I o ile faktycznie zmywa POZOSTAŁOŚCI pomad z włosów to raczej tylko tych wodnych, bo z woskami ciężko sobie radzi (chyba, że połączymy go z odżywką np. tą opisaną powyżej). Poza tym do codziennej pielęgnacji jest całkiem przyjemny. Zapach w klimatach korzennych, jakiś żeń-szeń itd. Cena za 250 ml to od ok 33 zł w górę.


Hairbond: Energiser, Revitaliser, Rejuvenator

Swego czasu dostałem paczkę od angielskiej marki Hairbond, w której znalazły się między innymi szampon do włosów, odżywka i żel pod prysznic. Jakiś czas temu wyzerowałem wszystkie 3 butelki (na zdjęciu zostawiłem trochę produktu abyście widzieli kolory). Wszystkie powyższe kosmetyki są wolne od parabenów i siarczanów. W składzie nie ma zbyt dużo substancji, a w dużej mierze są to składniki naturalne.

Energiser, to nawilżający żel pod prysznic o przyjemnej żelowej konsystencji i zapachu pomarańczy. Żel ma delikatne właściwości oczyszczające skórę, nawilża ją i pobudza. Bardzo miło wspominam poranne prysznice w jego towarzystwie.

Revitaliser, to lekki szampon do włosów, którego zadaniem jest oczyścić włosy, odżywić i nadać objętości. Nadaje się do codziennego użytku. Nie jest asem jeśli chodzi o zmywanie produktów do stylizacji włosów, ale w sumie nie po to go stworzono. Nosi ze sobą przyjemny cytrynowy zapach. Idzie w parze z…

Rejuvenator, to odżywka do włosów, której zadaniem jest jak najlepiej zadbać o kondycję naszych kudełek. Lekka, prawie płynna formuła sprawia, że odżywka jest bardzo kremowa, przyjemnie się aplikuje i pozostawia włosy miękki i pełniejsze. Zapach również cytrynowy.

Byłem bardzo zadowolony z użytkowania powyższych kosmetyków. Jest jednak jeden minus. Pomimo, że butle mają aż 300 ml to ma się wrażenie, że produkty są jakby rozwodnione więc aplikuje się ich nieco więcej, a co za tym idzie ich wydajność spada. Każdy z nich wystarczył mi na niecały miesiąc stosowania. Poza tym cenię w nich ich naturalność. Kosmetyki Hairbond nie są wyjątkowo popularne na polskim rynku, a co za tym idzie dostępne są chyba tylko w 1 czy 2 sklepach internetowych. Cena za 300 ml produktu to ok 46 zł.

AXE żel pod prysznic: Urban, Signature

O kosmetykach do pielęgnacji ciała piszę raczej sporadycznie ale być może ta seria będzie zawierała więcej tego typu produktów. Ostatnio skusiłem się i zakupiłem 2 różne żele pod prysznic marki AXE (tak, wiem AXE robi też pomady, pewnie kiedyś je zrecenzuję). Pierwszym wyborem był bodywash Urban Charcoal & Watermint. Podobno zapach wyczuwalny jest przez 12 godzin i uaktywnia się podczas dotyku skóry. Od razu przyznam, że jest to kompletna bujda. Owszem zapach mięty nadwodnej i węgla jest naprawdę orzeźwiający i daje wyczuć się podczas kąpieli, a nawet chwilę po ale to tyle. Tuba ma pojemność 200 ml i zużywa się szybko. Skład nie jest super naturalny ale znajdziemy tu nawilżającą glicerynę, ekstrakt z mięty nadwodnej, a poza tym typowo SLS itd. Żel działa poprawnie, ale bez fajerwerków, no może poza zapachem bo ten jest naprawdę kapitalny.

Drugi żel, Signature Skin Smoother o zapachu Cedarwood & Bergamot podoba mi się mniej (ze względu na zapach) chociaż nie można powiedzieć, że jest nieprzyjemny. Po prostu ten miętowy podszedł mi bardziej. Zapach drzewa cedrowego i bergamoty jest jakby słodszy. I tu już w składzie nie znajdziemy SLS oraz glicerynkę mamy wyżej w składzie, a co za tym idzie to to, że skóra jest lepiej nawilżona i gładka. Poza tym standardowo się pieni i tak samo szybko zużywa. Znajdziemy tu też olejek z bergamoty i ekstrakt z cedru. Obie tuby cenowo wychodzą tak samo: ok 15 zł za 200 ml.


I to tyle w tym artykule. Jeśli używaliście któregoś z powyższych kosmetyków koniecznie podzielcie się swoją opinią na jego temat. Dodatkowo zapraszam do polubienia mojego profilu na Facebooku i Instagramie oraz do subskrypcji kanału na YouTube.

Exit mobile version